We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

PAN PLANETA

by ŚCIANKA

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      25 PLN  or more

     

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
8.
9.
PAN PLANETA 07:20

about

Nie wiem czy to nie jest moja ulubiona płyta Ścianki. Po raz pierwszy nagraliśmy zestaw aktualnych utworów a nie selekcję z retrospekcji. Jest w tej płycie jakaś niewymuszona spójność, która po części wynika z tego, że uchwycony na niej został ówczesny czas bieżący. A po części z koncepcji całości, generalnego wspólnego mianownika tej płyty, którą jest miejski szamanizm, już nie wsłuchiwanie się w szmery za ścianą i ich ezo interpretacje czy ,,rolowanie nieba z chmurami’’ jak mówił swego czasu Piotrek, ale wybijanie w ścianach dziur i rozpoławianie ciosem stężałego nieba, które rozpada się płatami i odsłania zajmującą cały nieboskłon twarz Pana Planety.
Oś tej płyty tworzą dwa numery z tzw. taneczną stopą: Wielki Defekator oraz Wichura. Powstały jeden po drugim w dość krótkim odstępie czasu. Właściwie od okolic wydania pierwszej płyty grywaliśmy regularnie podczas koncertów coś co nazywaliśmy Faza, opartą na riffie Andrzeja Koczana improwizację w klimacie techno. Chodziło o drive i o to żeby tak się rozkręcić żeby w naturalnym procesie forma zewoluowała. Graliśmy sobie i zazwyczaj było fajnie. Ale w tych dwóch utworach z niniejszej płyty chodziło o bardziej konkretny rezultat emocjonalny i formalny. Oba mają zaplanowany przebieg, w Defekatorze dość nawet precyzyjnie zaplanowany, ale najistotniejsze jest, że miały być to współczesne, elektryczne, transowe utwory SZAMAŃSKIE. Nie imprezowe, podkręcające konsumpcję rzeczywistości, ale transgresyjne, dążące do tego by wytworzyć ciśnienie, które przebije się do innej warstwy umysłu a pozornie obowiązującą rzeczywistość zdmuchnie jak domek z kart, złoży jak karton po bananach. Generalnie podwędziliśmy miłośnikom densu tę przeklętą ćwierćnutową stopkę, przekleństwo lat 90-tych, i użyliśmy jej we własnym, szamańskim celu. Bo jeśli już zbiorowy ćwierćnutowy taniec, to zdecydowanie powinien prowadzić do czegoś więcej niż prezentacji nowego dresu w świetle ultrafioletu, na przykład do zbiorowego obłędu. Obłęd, to też jest w przypadku tej płyty ważne hasło. Obłęd to sam Pan Planeta z ostatniego numeru na płycie, gruba sprawa, kosmiczna, umysłowa, planetarna. Pomysł i klimat wyświetlił mi się kiedy szedłem wczesną wiosną tuż po zachodzie słońca ulicą Pułaskiego w Sopocie, w stronę wieży kościoła, po bokach brudne, nisko oświetlone kamienice, nade mną smuga nieba, i nie powstałoby nic gdyby nie poczucie desperackiej ekscytacji, pożądanie niebieskich pełzających po niebie macek elektryczności, zelektryfikowania siatką wyładowań stęchłego wyglądu tych drobnomieszczańskich byle jakich kamieniczek. Gdybym był narkomanem, wziąłbym narkotyki, ale że nim nie byłem, musiałem się dobić do jakiegoś ostrego pomysłu, który odzwierciedliłby ten stan ducha. I przyszedł pomysł - perkusja grająca gęste arytmiczne free, przewiercane przez powtarzany gęsto pojedynczy dźwięk, no i słowa ,,pan planeta’’. Jarałem się tym pomysłem strasznie, bo był mega prosty i wytwarzał intensywną, chemiczną atmosferę wielkiego napięcia przed eksplozją czy pęknięciem głowy. Na żywo działał świetnie, na nagraniu jednak okazało się, że sam powtarzany dźwięk jest zwyczajnie nudny i trzeba wprowadzić więcej akcji jak i nałożyć na siebie dwie improwizowane perkusje żeby było wystarczająco gęsto. Jacek znalazł świetną barwę na swoim Novation, idealnie wkręca i współpracuje z gitarą. Andrzej grał na basie slidem. To jeden z dwóch utworów na płycie, w którym gra gitara basowa, drugi to Boję Się Zasnąć a i tam gra w połowie wysokie, jakby losowe dźwięki. W pozostałych numerach niskie pasmo pokrywa Novation, żeby było prościej i brutalniej. W sumie w tej osi Defekator - Wichura - Pan Planeta tkwi duch płyty Funhouse Stoogesów, szamański trans, napięcie i na końcu płyty rozpierdol, tyle że oni poszli w destrukcję i degrengoladę a my owszem w destrukcję, ale poza tym w jakąś dziwaczną psychokonfrontację, z czym? Trudno to nazwać, z tektonicznym przesunięciem w głowie? Strzaskaniem ściany zza której wyłażą dziwaczne, nawet groteskowe i niezrozumiałe choć śmiertelnie zagrażające byty. Grzebanie w podświadomości mule ma swoją cenę. A przynajmniej powinno ją mieć. Ten wątek to też Ryba - Kość, numer o czymś co dzieci wygrzebały na podwórku, co nie wiadomo czy jest zdechłe czy żywe, generalnie obrzydlistwo. Fascynują mnie i przerażają najstarsze organizmy z pogranicza gatunków, kiedy właściwie nie wiadomo czy to jeszcze roślina czy już zwierze. Sam jestem z nimi spokrewniony, daleko bo przez miliony lat ewolucji, ale jednak. Czuję, że pytanie o to na ile właściwie istoty żywe są żywe a na ile po prostu skomplikowane, rzutuje też na moje myślenie o samym sobie. Czy żyjąc tak na prawdę jestem nieżywy tylko wydaje mi się, że żyję. No i poczuć w sobie mlaśnięcie płaskiego mięczaka ediakariańskiego to uczucie, od którego można zwymiotować. I o tym, kochani jest właśnie nowa, świecka dziecinna wyliczanka Ryba - Kość. Armia Palców U Nóg też jest z tej samej serii. To małe potworki, które rodzą się po zmierzchu. Pamiętam, że te słowa przyszły mi do głowy kiedy późną nocą po pijaku, siedząc na łóżku zdejmowałem ubranie i zawiesiłem się na chwilę, patrząc na własne bose stopy. Palce u stóp wyglądają trochę jak rycerze. To jedyny numer nagrany przeze mnie już miesiące po sesji nagraniowej, w domu. Wyobrażałem sobie narysowany na białej kartce czarną kreską plac musztry, pusty, nad którym niewiadomo skąd rozlega się głos z megafonu. Przemoc, bezsensowne puste miejsce, z którego nie ma wyjścia bo jest narysowane na kartce.
Hepsuta Piposenka została naprawdę zepsuta, wyjściowo to była półhitowa melodia w klimacie indie, na tyle jakaś banalna, że wymagała popsucia zeby nabrała kolorów i sensu. Nagraliśmy ją tego samego dnia kiedy Pęknięcie 1 - szamańską improwizację. To były urodziny Jacka, który przyniósł z tej okazji wiśniówkę. Będąc pozytywnie nastawieni, postanowiliśmy nagrać superzajebistą serię krótkich improwizacji w trio, bez basu. Pęknięcie było chyba pierwsze a góra trzecie z kolei, Piosenka zaraz po nim. Potem byliśmy coraz bardziej wstawieni i grało nam się coraz fajniej natomiast rezultaty były coraz gorsze. No ale dwa numery zostały i wesły na płytę. Pomysł na Gwiazdy powstał kiedy jechaliśmy do Sanoka na koncert, pamiętam stację benzynową w przecince pomiędzy gęsto zalesionymi wzgórzami, parne mgliste powietrze. Prosta melodyjka gitary z delayem ze zdjętą górą. No i że chodzi o gwiazdy w taki sposób jakby były żywe. Trochę jak te prymitywne organizmy a trochę jak byty mitologiczne. Z twarzami. Potem przyszedł pomysł na tekst, że przepis. Że to co odległe, niedosiężne i zmitologizowane można sobie według receptury zrobić samemu. Móc tego dotknąć, małego żywego słońca z twarzą, a potem może wypuścić, żeby uniosło się i znalazło swoje miejsce na niebie. Albo nie wypuścić tylko trzymać w akwarium, wraz z miniaturową, zieloną syreną. A w całym numerze jest przewiewność i zapach późnowiosennego nocnego nieba, pod koniec niebo rozbiela się i gwiazdy znikają, zacierają się. Jednemu koledze moment uderzenia filcem w gong kojarzył się z tym jakby stać w ciepły letni wieczór na torach. Zrozumiałem skojarzenie, jest w tym coś takiego. Cały numer nagraliśmy w trójkę na żywo, dograłem tylko w początkowej fazie gong pałeczkami, żeby było bardziej eksperymentalnie, uderzenie w gong i odgłosy żaby na drewnianej karbowanej rurce. Właściwa do tego celu przeszkadzajka w kształcie małej żaby o idealnym dźwięku gdzieś się wtedy niestety zawieruszyła, czego do dzisiaj żałuję. Głos ,,gwiazdy, gwiazdy’’ dograł nasz kolega, przesympatyczny schizofrenik, który przyjaźnił się z Arkiem.
No i Boję Się Zasnąć, pierwszy numer na płycie. Wynajmowałem wtedy kawalerkę na Wybickiego pod samym lasem, na Mickiewicza do studia miałem jakieś 400m przez kawałek lasu. Podchodziłem pod górkę w ramach tego kawałka lasu, czułem się źle. I przyszedł mi do głowy początek melodii. Co ciekawe w mojej głowie śpiewała go pewna siebie, wyprostowana murzynka w żonobijce, taka wiecie pewna siebie, że jest wszystko z grubsza obojętne. Takim głosem to śpiewała. W studiu w tym przygnębiającym, pustym nastroju wziąłem gitarę i szybko wyszedł mi z tego gotowy numer. Ale niestety, pomijając że do dziś nie jestem murzynką, nie miałem i nie mam w głosie tej pewności i obojętności, którą słyszałem w w śpiewanej w głowie melodii. Podczas nagrań podchodziłem do wokalu wiele wiele razy i do dziś mam poczucie, że mój wokal spieprzył ten numer. Trochę lepiej poszło mi w wersji angielskiej, też taka została zmiksowana. Tekst angielski napisałem jako pierwszy, ale moja dziewczyna namówiła mnie żebym się jednak spiął i wymyślił po polsku. No i się spiąłem. Dzięki temu na płycie są same polskie teksty, z czego bardzo byłem i jestem zadowolony. Bo tę płytę uważam za petardę i cieszę się, że zasiliła rodzimy obszar kultury.
Chociaż zależało mi bardzo na tym żeby ukazała się również poza Polską, z tego jedynie względu nie wydałem jej sam, co finansowo byłoby znacznie bardziej opłacalne. Pojawił się wydawca, który zapewniał że ma super kontakty z Piasem, wówczas dystrybutorem ogólnoświatowym. Dałem się na to skusić, odstępując w ramach umowy wydawcy połowę zysku ze sprzedaży. Z dystrybucji na świat oczywiście nic nie wyszło, płyty w kraju zeszło 2500 egzemplarzy, z czego do dziś nierozliczonych jest ostatnich 500 sztuk..
Parę miesięcy po zakończeniu bazowych nagrań z zespołu odeszli Jacek Lachowicz i Andrzej Koczan. Brakowało dogrywek i smaczków. Zgrałem więc ślady na komputer i kończyłem płytę w Logicu. Perkusję zgrałem w formie stereofonicznego miksu żeby mieć sound analogowego toru dźwięku, z analogowym kompresorem. Do Wichury naprodukowałem sobie efektów dźwiękowych z naszych taśm, obracając szpule ręką w różnych prędkościach. I potem to chyba rok z przerwami składałem. Oczywiście byłem zdołowany efektem, wszystko brzmiało nie tak jak sobie wyobrażałem. Po masteringu pojachaliśmy na kilka koncertów z już kolejnym składem, w trio z Michałem Bielą, busem zgodził się kierować Łukasz Rychlicki. Puszczałem wersje masteringu i zamęczałem kolegów, zmuszając ich żeby wypowiadali się na temat niuansów różniących poszczególne wersje. Straszne to było. Ale w końcu płyta została wytłoczona i na szczęście nie było już czego rozkminiać. Na osłodę szata graficzna, zrobiona przez Jarka Świerczka było doskonała i totalnie w klimacie. Też dorzuciłem do tej grafiki parę pomysłów siedząc razem z Jarkiem przy monitorze. Ogarnianie grafiki do gotowej już płyty to jak zajadanie się czekoladą na deser.
Płyta ukazała się, bez szczególnego echa, recenzje były jak zwykle pochlebne, ale szamańskiego, transgresyjnego wajbu i ogólnie nowatorskiego rysu całości jakoś nikt wtedy nie zauważył. To w połączeniu z faktem, ze znowu jesteśmy ograniczeni do odbiorcy krajowego podczas kiedy kiepskie zespoły z Japonii czy Nowej Zelandii trafiają do światowego obiegu, było lekko dobijające.
Przypomniało mi się, że pojechałem samochodem do Kościerzyny pożyczyć kongę od ludzi z zespołu reggae, którzy nagrali u mnie ślady na swoją płytę. Nie było w Trójmieście dostępnej kongi? Jakoś nie było. Pożyczyłem ją żeby dograć kilka taktów nawiedzonej solówki w Defekatorze. No i odwiozłem.
Jeszcze parę tropów związanych z Wichurą. Tytułowa głowa czerwonego byka. Kiedy byłem mały, na Monciaku, po prawej stronie idąc w dół, na wysokości wylotu Haffnera, stał parterowy ceglany pawilonik, w którym był rzeźnik. Prostopadle do frontu budynku wisiała czerwona, podświetlana głowa byka, z lekko skośnymi oczami. Była duża, kiedy było ciemno widać ją było z daleka. Wisiała jak mocny, znaczący symbol. Trochę się jej bałem. Budynek został zburzony chyba pod koniec lat 80-tych, głowa wylądowała pewnie na śmietniku. Słowa ,,kiedy umarł dobry człowiek rozpętała się wichura’’ nawiązują do klimatu, który zawisł na krótki czas po śmierci Jana Pawła II. Do religii mam stosunek obojętny, raczej traktuję wszelkie religie jako zasługujące na szacunek zjawiska kulturowe a brak poszanowania dla uczuć religijnych i symboli uważam za prostactwo. W naszym kręgu, gdzie dominujące jest chrześcijaństwo w wydaniu katolickim, papież symbolizuje męża opatrznościowego, mającego moc by przeciwstawić się siłom zła. I po jego śmierci a przed wybraniem kolejnego, jakby zabrakło strażnika, równowaga została zachwiana, siły ciemności nie powstrzymywane przez nikogo mogły rozpocząć ekspansję. Dlatego ,,w rogu kuchni wyrosły dziwne rośliny a telefony odbierały smsy w nieznanym języku’’. Z kolei Przemek Myszor opowiadał mi jak kiedyś nad Górnym Śląskiem była kilkudniowa wichura i kiedy wieczorem ustała, ludzie naprawdę wychodzili przed domy i patrzyli w niebo, bo po raz pierwszy od nie wiadomo kiedy mogli zobaczyć na nim gwiazdy, które zawsze zasłaniał smog.
M.C.

credits

released June 6, 2006

Nagano na taśmę w Studiu Im. Adama Mickiewicza w 2005
Edycja i miks na kompie w chacie w 2006
Inżynieria i produkcja - Maciej Cieślak
Mastering - Jacek Gawłowski (piszę o tym bo Jacek jest dumny z udziału w powstawaniu tej płyty i co jakiś czas o niej wspomina)


Maciej Cieślak - gitara, głos, kongo (Defekator), teremin (Pan), drewniana żaba i gong pałeczkami (Gwiazdy)
Jack Lachowicz - Novation, Rhodes
Arkadiusz Kowalczyk - perkusja
Andrzej Koczan - bas
Czarny, Dudul, Rodriguez - perkusjonalia (Wichura)
Darius Lubiński - gwiezdne głosy

license

all rights reserved

tags

about

MY SHIT IN YOUR COFFEE Sopot, Poland

MSIYC to label założony w 2010 przez Macieja Cieślaka by firmować logiem z filiżanką wydawnictwa jego rodzimej Ścianki oraz innych formacji muzycznych, które założył lub w których uczestniczył, jak i płyty przyjaciół, którzy mają na to ochotę.
Label miał stronę myshitinyourcoffee.com która parę lat temu z przyczyn technicznych zniknęła z netu, być może znowu się pojawi.
Tymczasem jest bandcamp.
... more

contact / help

Contact MY SHIT IN YOUR COFFEE

Streaming and
Download help

Redeem code

Report this album or account

If you like PAN PLANETA, you may also like: