We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

STATEK KOSMICZNY ŚCIANKA

by ŚCIANKA

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      25 PLN  or more

     

1.
X1 00:10
2.
SKUTER 02:31
3.
4.
ŚCIANKA 07:17
5.
6.
INSECT POWER 02:34
7.
X3 00:05
8.
9.
SOPOT 02:55
10.
11.
X4 00:41
12.
13.
CHUDY 03:12
14.
15.
SOPOT II 03:53
16.
X5 00:05
17.
PIÓRKO 06:39
18.
JA NIE 05:06

about

Pierwsza oficjalna płyta Ścianki.
Wydana przez Biodro Records Tymona Tymańskiego wiosną 1998. Tymonowi z tego miejsca chcę serdecznie podziękować, bo wydaniem naszej płyty nie był zainteresowany wtedy abolutnie nikt. Sądzę, że Tymon też nie wydałby naszej płyty gdyby Grzegorz Nawrocki i jego koledzy z zespołu Ego, który w działce alternatywa był wtedy w Trójmieście zaraz za kultową Apteką, nie podpisali się z Anteną Krzyku. Tymon chciał wydać ten materiał i kumplował się z Grzegorzem, pewnie był trochę rozczarowany. I zaproponował wydanie płyty nam.
Umówiliśmy się, że pieniędzy od wytwórni nie wydamy na studio Radia Gdańsk tylko kupimy za nie sprzęt i nagramy wszystko u siebie. Kasy starczyło równo na mikser Mackie 1604 VLZ i około 50m kabla mikrofonowego. Jacek Lachowicz dostał od brata trochę pieniędzy i kupił 8-ślad Tascam z dziesięcioma taśmami półcalowymi w komplecie. Miałem dwa mikrofony Shure: sm57 i sm58, na które z trudem parę lat wcześniej uciułałem. Resztę różnych tanich mikrofonów dynamicznych pożyczyliśmy od kolegi. Z outboardu mieliśmy pogłos Piotra, Lexicon LXP 1, Space Echo RE-201, które bardzo drogo kupiłem około 1992 roku od Janusza Popławskiego z Niebiesko - Czarnych oraz kompresor DBX 163X, przez który był nagrywany wokal na tej i kolejnej płycie. Przez sm58, bo to podobno był mikrofon do wokalu. Przy nagrywaniu instrumentów przez sm58 szedł piec gitarowy, przez sm57 werbel a reszty nie pamiętam. Perkusja Arka to była Tama Rockstar DX, czarna, z naciągami Remo Ambasador, po mikrofonie na bęben, nietłumiona. Stopy też nie tłumiliśmy, co w owym czasie nie było oczywiste.
Tymon obawiał się rezultaty, w końcu nikt z nas nie miał doświadczenia w studiu. Ustaliliśmy więc, że pomagać nam będzie Piotr Pawlak, który miał za sobą nagranie kilku płyt.
No I to był właściwy start Studia Im. Adama Mickiewicza w Sopocie.
Sprzęt nagraniowy włącznie z monitorami wylądował na pewnie stuletnim, fornirowanym blacie, który przytargałem z piwnicy mojej babci.
Wizja brzmienia była dosyć jasna. To miało brzmieć w stronę lat 60-tych, brudno, najlepiej z przesterem na bębnach. Piotr, który pełnił funkcję inżyniera dźwięku trochę tonował nasze zapędy, ja najchętniej przesterowałbym wtedy wszystko w mikserze. Wyjściowe brzmienie ustawiliśmy chyba dość szybko i zaczęliśmy nagrywać, oczywiście na setkę, w jednym pomieszczeniu. Słyszałem, że podobno Led Zeppelin nagrali swoją pierwszą płytę w jeden dzień i chciałem żebyśmy nie byli gorsi. Na żywo graliśmy bardzo dobrze, wszystkie utwory były, poza dogrywkami typu akustyk czy marakas, grane na żywo na próbach czy na tych dwudziestu koncertach, które od momentu powstania zespołu zagraliśmy. Ale i tak w jeden dzień się nie dało, co odczułem jako porażkę. Parę utworów poprawialiśmy, no i potem różne dogrywki, ściąganie puzonisty, koleżanki od chórku itd. Rejestracja rozciągnęła się i przemieszała z miksami.
Miksy zaczęły się na dużej parze i z oczekiwaniem natychmiastowych efektów, przez fazę rozczarowania ich brakiem dość szybko doszły do etapu dzielenia włosa na czworo i błądzenia po bagiennych ścieżkach. Piotr siedząc z nami ustawiał eq na kanałach i pytał czy o to nam chodzi, szukaliśmy razem wyjściowego brzmienia, potem albo ja miksowałem albo Piotr albo robiliśmy to z Piotrem lub z Jackiem na cztery ręce. Miks był analogowy, w czasie rzeczywistym, z kręceniem delayem, wpuszczaniem rzeczy w pogłos czy nagłymi zmianami eq, bo w ramach ośmiu śladów czasem na jednej ścieżce taśmy nagranych było kolejno kilka różnych rzeczy. Generalnie gruby test pamięci i szybkości reakcji. Dzisiaj raczej nie podszedłbym do takiej procedury. Ciągnęło się to długo, w końcu trochę się zblokowaliśmy, ilość alternatywnych źródeł odsłuchu zwiększyła się chyba do pięciu i już nie było wiadomo czy jest dobrze czy nie. W porze topniejącego śniegu zrobiliśmy przerwę, pamiętam że pojechałem pozjeżdżać z Kasprowego na nartach. Brzmi to jak opis jednej wielkiej męki, ale był w tym ogromny entuzjazm i śmiałość, które pozwoliły unieść ciężar zadania i które, jak mi się wydaje, słychać na tej płycie.
Od kiedy Wojtek Michałowski odszedł z zespołu nie mieliśmy basisty, w Ja Nie, Transatlantyku i chyba Piosence Nr 3 Jacek zagrał na żywo na basie a w pozostałych numerach ja go dograłem. Żeby wszystko się zgadzało na okładce i zespół był czteroosobowy, wymyśliliśmy postać Trana Chi, nawet zrobiliśmy sobie kilka zdjęć z wietnamczykiem, którego wyciągnęliśmy z restauracji żeby z nami pozował. Zdjęcia chyba nigdy nie zostały wykorzystane. Myślę że bajer z egzotycznym obcokrajowcem w składzie dał nam sporo punktów marketingowej charyzmy. Przypomnę, że był rok 1998, poza stadionem X-lecia i nielicznymi restauracjami takich gości się nie widywało. A na pewno nie grywali w polskich zespołach. Multikulturowość w działce alternatywa to była domena postkolonialnego Zachodu. W Polsce, kraju na uboczu, wszyscy tego łaknęli. No to proszę. Nie było w tym kalkulacji, raczej czysty fun, przyjemne poczucie przekroczenia bariery przyzwoitości i nasza własna chęć żeby przynależeć do świata, którego lokalną odnogę stanowiliśmy.
Miksowaliśmy na taśmę DAT. Wtedy był to profesjonalny standard, takie małe kasetki. Jeden gościu 3 km dalej miał magnetofon DAT i zgodził się go od czasu do czasu pożyczyć. Szedłem do niego po ten magnetofon z plecakiem a wieczorem musiałem odnieść go z powrotem. Czasami zgadzał się żeby DAT został u nas na weekend.
Do odsłuchu kupiłem w sklepie audiofilskim na Monciaku kolumny trójmiejskiej firmy QBA za 1000zł. Mam je do dzisiaj i lubię na nich słuchać muzyki. Odsłuchiwaliśmy też na moich Tonsilach i przenośnym radiomagnetofonie. I ciągle było nie to, The Stooges czy Velvet Underground brzmieli inaczej, inny bas, inny przester, co za dół.. Chcieliśmy brzmieć surowo i garażowo, ale nie zabawkowo. Ale poszliśmy z kasetą do sklepu z instrumentami żeby puścić kilka miksów przez mały zestaw PA. I okazało się, że nie jest źle, było surowo i na kozaka, Insect Power miał niezłą oldskulową głębię. Piotr posłuchał materiału w domu i powiedział, ze jest zbudowany. Tak powiedział. Pojechaliśmy z Jackiem do Warszawy na mastering, procedura ciągnęła się godzinami a mnie z głodu rozbolała głowa. Poszliśmy zjeść pizzę, wróciliśmy nie za godzinę jak się umówiliśmy z masteringowcem a za cztery, które ten skwapliwie doliczył do rachunku. Kiedy Tymon zobaczył rachunek, strasznie się wzbudził i sklął nas bezlitośnie.
Płyta ukazała się na samym początku lata, w niekorzystnym dla promocji okresie, ale tak nam zależało żeby przeżyć lato już z poczuciem, że mamy swoją istniejącą płytę, która czyni z nas prawdziwy zespół, że Tymon dał się ubłagać żeby nie przesuwać terminu na jesień.
Pozytywne recenzje były w sumie zaskoczeniem. Pamiętam, że pierwszą przeczytałem w jakimś tunelu dworcowym kiedy mieliśmy przesiadkę, jadąc instrumentami w rękach na festiwal w Inowłodzu (występ był kompletną porażką, sprzęt miał być na miejscu, no ale wiecie.. złożyliśmy z miejscowych odpadów perkusję, talerze na statywach do mikrofonów, jakiś lokalny keyboard do densu zamiast Vermony, piec do którego się podłączyłem nie dał się przesterować, ale przy Czerwonych kozakach ludzie przewrócili słupek z reflektorami i to było coś). Kupiłem w kiosku chyba pismo Brum i tam - pamiętam - Jolka Madziar, której do dziś nie poznałem, syntetycznie i w punkt zlokalizowała i nazwała wszystkie zasadnicze cechy naszego idiomu i dała pięć gwiazdek. Co istotne dostrzegła naszą odrębność względem kojarzącej się wtedy wszystkim z Trójmiastem Sceny Jassowej. Byłem pod wrażeniem. Że ktoś to odczytał i się jara. Bo sam byłem przekonany o zajebistości i specyficzności naszego przekazu, ale wiedziałem, że równie dobrze można to poczuć jak i nie poczuć. A wszędzie dookoła muzyka była zupełnie inna. W miarę znanym zespołem, do którego wtedy było nam najbliżej było Mudhoney, które odbijało się od tego samego punktu w historii rock and rolla co my. Trafnie namierzył to podobieństwo Igor Stefanowicz z Tylko Rocka. Tyle że Mudhoney w prosty sposób kontynuowali linię Stooges czy MC5, dla nas to był tylko punkt wyjścia do tworzenia własnych licznych przetworzeń, światów emocjonalno - dźwiękowych i czegokolwiek co przyszłoby nam do głowy.
Statek Kosmiczny Ścianka był w sumie kompromisowym zestawem utworów, które pasowały do siebie. W tym czasie materiał, który znalazł się na Dniach Wiatru czy Białych Wakacjach był w 90% gotowy i ograny na koncertach. Jak i wiele innych, niezłych utworów sprzed 98 roku, które do dziś nie zostały nagrane.
Aha, i tytuł płyty. Chyba rok wcześniej w Dzienniku Bałtyckim ukazał się wywiad z nami pod takim właśnie tytułem. W wywiadzie mówiłem, że chciałbym żeby nasza muzyka była takim statkiem kosmicznym, do którego każdy może wsiąść i z nami polecieć. I autor trafnie podsumował to w tytule wywiadu: Statek Kosmiczny Ścianka.
M.C.

credits

released June 6, 1998

Nagrano i zmiksowano w Studiu Im. Adama Mickiewicza w Sopocie
Inżynier dźwięku - Piotr Pawlak
Miks - Maciej Cieślak, Piotr Pawlak, Jacek Lachowicz

Maciej Cieślak - gitara, głos, marakas, tamburyn, bas, skrzypce (Piórko)
Jacek Lachowicz - Vermona, Rhodes, bas, tamburyn (Piosenka No 3)
Arkadiusz Kowalczyk - perkusja
Wunderhorn Gruppe:
Olaf Woliński - trąbka
Marcin Cudny -trąbka
Piotr eee… - puzon
Ewa Borowska - chórek (Sopot)

license

all rights reserved

tags

about

MY SHIT IN YOUR COFFEE Sopot, Poland

MSIYC to label założony w 2010 przez Macieja Cieślaka by firmować logiem z filiżanką wydawnictwa jego rodzimej Ścianki oraz innych formacji muzycznych, które założył lub w których uczestniczył, jak i płyty przyjaciół, którzy mają na to ochotę.
Label miał stronę myshitinyourcoffee.com która parę lat temu z przyczyn technicznych zniknęła z netu, być może znowu się pojawi.
Tymczasem jest bandcamp.
... more

contact / help

Contact MY SHIT IN YOUR COFFEE

Streaming and
Download help

Redeem code

Report this album or account

If you like STATEK KOSMICZNY ŚCIANKA, you may also like: