We’ve updated our Terms of Use to reflect our new entity name and address. You can review the changes here.
We’ve updated our Terms of Use. You can review the changes here.

LUNA LU

by LUNA LU

/
  • Streaming + Download

    Includes unlimited streaming via the free Bandcamp app, plus high-quality download in MP3, FLAC and more.

      25 PLN  or more

     

1.
CHA CHA 02:30
2.
3.
4.
STUPIDYTY 04:04
5.
6.
7.
CITY LIGHTS 03:18

about

Historia zespołu jest prosta a zarazem skomplikowana. Rozgrywa się jednocześnie w dwóch wymiarach. W jednym z nich, tym ważniejszym, przebiegły impresario - prestigitator po okazyjnym zakupie żywej syreny uknuł pewny plan jak ogołocić świat z pieniędzy za pomocą swego objazdowego cyrku. Do czasu nabycia syreny jedynym pracownikiem cyrku był człowiek - żelatyna, bezkształtny mocarz, którego formę utrzymywał jedynie trykot w pasy, tradycyjny strój cyrkowego siłacza. Wykonywał on szereg sztuczek opracowanych przez kierownika, unosił lub wchłaniał przedmioty, rozpływał się i scalał, ale pomimo ciągłych podróży i nieustannego ogłaszania się w lokalnej prasie, upragniona sława i bogactwo wciąż kryły się za horyzontem przyszłości.
Tym razem patent na sukces był pewny. Numer stulecia. Człowiek - żelatyna wchłania syrenę w akwarium, następnie uniesiony przez prestigitatora przebiegłym trikiem z zamaskowaną liną, schnie w świetle kwarcówki. W w tym czasie syrenie kończy się w płucach tlen, co publiczność wnosi z jej nerwowej szamotaniny we wnętrzu półprzezroczystej masy i w końcu będąc na skraju śmierci przez uduszenie, przebija się przez skórę siłacza, która zawiera się za nią z przejmującym mlaśnięciem, wykonuje serię efektownych ewolucji na trapezach, symbolizujących tryumf wyzwolenia, na koniec skacząc z ogromnej wysokości, ląduje na scenie by zamknąć ów Numer Stulecia pożarciem tego ciała, które uprzednio ją więziło, a które już poważnie podsuszone, skurczyło się do rozmiarów królika i opuszczone na niewidocznej linie, wylądowało na złoconym półmisku. Syrena dyskretnie zostawiała główkę siłacza, żeby ciało mogło odrosnąć, co zazwyczaj trwało kilka godzin. Tak miał od dziecka, wychował się w dzielnicy biedy, rodzice wraz z licznym rodzeństwem codziennie zjadali go na obiad i bezwzględnie wymagali żeby odrósł do kolacji pod groźbą wycofania miłości rodzicielskiej.
Ten skomplikowany numer gwarantował szeroki wachlarz emocji od wzniosłych po najbardziej brutalne, którymi tradycyjnie miłośnicy cyrków byli najbardziej zainteresowani. Odkąd ustawy zakazały cyrkom prezentowania rozszarpujących się wzajemnie zwierząt, wszyscy nieświadomie czekali na jakiś porządny numer typu wypruwanie flaków. Akt kanibalizmu wyczekiwany był z utęsknieniem jako reminescencja starego dobrego cyrku, soli mieszczańskiej rozrywki. Co to ma wspólnego z prezentowanymi na płycie piosenkami? Otóż może syrena była własnością prestigitatora, ale była też istotą kapryśną i z ambicjami. Oświadczyła, że brzydzi się wnętrzności człowieka - żelatyny i jeśli ma dla realizacji cudzej wizji artystyczno - finansowej dawać się co wieczór pochłaniać, to stawia warunek: impresario dołoży wszelkich starań by zapewnić jej wielką muzyczną karierę. W każdym mieście w którym wystąpi cyrk, ona zagra koncert. W muszli, w parku. Była twarda i postawiła na swoim. Prestigitator jako wszechstronny geniusz skomponował dla niej sześć piosenek, z których jedna, Something More, szybko zyskała popularność. Syrena w muszli robiła kolosalne wrażenie a naturalny pogłos wibrujących łusek jej ogona hipnotyzował słuchaczy. Akompaniowali jej Presti na mandolinie oraz Żelix na zestawie beczek i pogrzebaczy. Wkrótce okazało się, że śpiew syreny przyciąga więcej widzów niż genialny numer w cyrku co samo w sobie nie byłoby najgorsze gdyby nie fakt, że ludzie wchodzili do parku za darmo i nie było ich jak kasować a takiej ilości nie zarobionych pieniędzy chciwy impresario nie mógł przeboleć. Chudł w oczach i markotniał, rozmyślał jak przyciągnąć ludzi z powrotem do cyrku. W końcu postawił wszystko na jedną kartę i ogłosił jedyny w swoim rodzaju numer - miał zjeść sam siebie. Co uczynił. Jednak ludność miasteczka relaksowała się na ławeczkach w oczekiwaniu występu syreny, numer obejrzała tylko niańka z czterolatkiem i emeryt, którzy w poszukiwaniu wolnej ławki zawędrowali pod pasiasty namiot. Tyle że niańka grzebała w komórce a emeryt się zdrzemnął. Tak więc epokowy numer prestigitatora, jego heroiczna obrona honoru i tradycji cyrku jak i jego ostatnie doniosłe słowo w materii przeszło niemal niezauważone. Czterolatek śledził straceńczy akt autokanibalizmu do samego końca, nie chwycił jednak jego kulturowego umocowania. Geniusz cyrku zniknął, zignorowany i ostatecznie zapomniany. Zniknięcie Prestiego było dla syreny ciosem, liczyła na więcej piosenek, straciła impresaria i mandolinistę. Nie miała prawa jazdy więc przykuta do jednej muszli kontynuowała w niej codzienne występy z jednoosobowym towarzyszeniem Żelixa. Ludzi co wieczór przychodziło mniej, znudzili się. A kiedy zaczęli rzucać w nią papierem toaletowym i padliną stwierdziła, że wystarczy. Korzystając z faktu, że Presti zjadając siebie zjadł też umowę kupna syreny, którą miał w kieszeni surduta, jako wolna i nie będąca już niczyją własnością udała się w kierunku morza postanowiwszy zamiast czerpać radość z kariery muzycznej, czerpać ją ze smakowania odzyskanej wolności. Dotarłszy do brzegu wskoczyła między fale i słuch o niej zaginął. Na szczęście człowiek - żelatyna przechował w swoim wnętrzu płytę z wszystkimi sześcioma utworami z repertuaru syreny. Płyta ta, świeżo odebrana z tłoczni w okresie kiedy kariera syreny nabierała impetu, zsunęła się ze stolika pod którym ów po obiedzie drzemał i wylądowała na jego grząskim ciele, w głąb którego w ciągu godziny zapadła się na tyle głęboko, że Żelix machnął na to ręką, nie chciało mu się grzebać w sobie a z natury był leniwy. Po odejściu syreny, pozbawiony środków do życia, przypomniał sobie o zalegającej w nim płycie, udał się do biurowca My Shit In Your Coffee i zaproponował, że odstąpi bezpłatnie ten unikalny materiał jeżeli zatrudni się go w funkcji nocnego stróża, o której to spokojnej i niewymagającej pracy marzył od lat, dźwigając ciężary w cyrku. Pracuje tam do dziś a Państwo dzięki satysfakcjonującej obie strony umowie macie możliwość zapoznania się z jedynymi sześcioma utworami jakie pozostały po przerwanej w przededniu światowego sukcesu drodze słynnej onegdaj pośród mieszkańców małych i średnich miejscowości posiadających muszle w parkach, śpiewającej syreny.
To jedna płaszczyzna tej historii. Druga, bardziej prozaiczna ale może też ciekawa, wygląda następująco. Iwonka, żona Roberta Derlatki, znanego z Oranżady, Niewolników Saturna i nie tylko, zatrudniła dla córki nauczycielkę keyboardu, Dominikę. Robert powymyślał trochę numerów i próbował je w domu z Dominiką na wokalu i starych tranzystorowych organach oraz Rzempkiem, perkusistą Oranżady na cajonie. Podbili do mnie to nagrać. Coś ciekawego i oryginalnego było w tym graniu, magicznego, na granicy groteski. To trzeba było ocalić, uwidocznić w nagraniu i nie zaciemnić przesadzoną aranżacją. Bez basu, z manierą Dominiki, która nie miała nic wspólnego z rokendrolem, soulem czy modnym wtedy neofolkiem. Najbardziej chyba z muszlą koncertową w latach 70 - tych i spódnicą do połowy łydki. Wpuściłem Dominikę w głąb pogłosu i to oprócz partii wiolonczeli oraz paru smaczków był jedyny aktywny zabieg producencki. Nagrane zostało to na żywo włącznie z głównymi wokalami, na taśmę, i zmiksowane analogowo. Trochę krótka jest ta płyta, Dominika wkrótce po nagraniach wyjechała za granicę i została stewardessą w samolocie. No i tak to się skończyło. Ale piosenki robią klimat i jeżeli ktoś powie przy wszystkich, że nie są jedyne w swoim rodzaju, to narobi sobie wstydu.
M.C.

credits

released March 12, 2021

nagrano i zmiksowano w Studiu Im. Adama Mickiewicza o/w Warszawie w 2016
inżynieria i produkcja Maciej Cieślak

Robert Derlatka - gitara, głos
Dominika Kalinowska - głos, Philicord
Artur Rzempołuch - cajon, perkusja, cabasa, celesta (Children)
i gościnnie
Mikołaj Błaszczyk - wiolonczela (Something)
Maciej Cieślak - synt, celesta

license

all rights reserved

tags

about

MY SHIT IN YOUR COFFEE Sopot, Poland

MSIYC to label założony w 2010 przez Macieja Cieślaka by firmować logiem z filiżanką wydawnictwa jego rodzimej Ścianki oraz innych formacji muzycznych, które założył lub w których uczestniczył, jak i płyty przyjaciół, którzy mają na to ochotę.
Label miał stronę myshitinyourcoffee.com która parę lat temu z przyczyn technicznych zniknęła z netu, być może znowu się pojawi.
Tymczasem jest bandcamp.
... more

contact / help

Contact MY SHIT IN YOUR COFFEE

Streaming and
Download help

Redeem code

Report this album or account

If you like LUNA LU, you may also like: